niedziela, 29 stycznia 2012

[1]-Wiem, że żyjesz… W ciągu tego miesiąca zginiesz… Dopadnę cię…

 Słysząc ciche pokaszliwanie wykładowcy podniosłam wzrok. Pan Mc Clein patrzył na mnie i lekko się uśmiechał. Cała grupa patrzyła na mnie w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Tyle, że ja nawet nie znałam pytania.
-Mógł by profesor powtórzyć pytanie?- spytałam i szeroko się uśmiechnęłam. Mężczyzna tylko pokręcił z niedowierzaniem głową i wrócił do swojego jakże interesującego wykładu na temat zachodzących zmian w ciele zwierzęcia po wstrzyknięciu jakiegoś leku. Zaczęłam  rysować w notesie nieznaną mi twarz. Zawsze ją rysowałam, ale nie znałam jej. Czułam z tą osobą jakąś ogromną więź, ale nie widziałam tej postaci wcześniej na oczy. Był to dobrze zbudowany szatyn, chodź moje rysunki zawsze były czarno białe, on wydawał mi się kolorowy.  Cicho westchnęłam i narysowałam obok mężczyzny Iana. Przez chwilę zastanowiłam się który z nich jest mi bliższy i z niezadowoleniem stwierdziłam, że nie znajomy. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Ian był mi najbliższą osobą w moim życiu. Był najważniejszy i tylko on się liczył.
-Na dziś to tyle! Pamiętajcie o jutrzejszych egzaminach!- wrzasnął wykładowca i usiadł za swoim biurkiem.
                                                                           ***
Weszłam do domu z uśmiechem na twarzy. Wszędzie był idealny porządek. Musiałam się nad tym nieźle napracować, bo z takim flejtuchem jak Ian pod jednym dachem nie dało by się inaczej żyć.
-Jestem!- krzyknęłam i zdjęłam z stóp buty. W tym samym momencie mój ukochany przytulił mnie od tyłu i lekko uniósł.
-Tęskniłem…- wyszeptał i pocałował mnie w obojczyk. Westchnęłam tylko i wyrwałam się mu.
-Za moim jedzeniem czy za mną? Jak mnie mam nie przygotowałeś obiadu…- powiedziałam i pocałowałam go w usta. Ten tylko uśmiechnął się.
-A właśnie, że jest obiad, a raczej kolacja. Spojrzałaś na zegarek? Mamy godzinę dwudziestą- powiedział tak, jakby go to irytowało. Nie lubił gdy wracałam o tej godzinie sama z uczelni. Mówił, że to nie bezpieczne, bo o tej porze po mieście chodzą sami zboczeńcy.
-Profesor zatrzymał nas dłużej, ale jutro od godziny czternastej mamy czas dla siebie- powiedziałam i weszłam do salonu. Zaskoczona widokiem kolacji na stole wytrzeszczyłam oczy. Sądziłam, że to jakiś żart, ale było inaczej. Na stole nakrytym białym obrusem leżały dwa nakrycia. Na środku stała zapalona świeca, z wszędzie w koło było pełno płatków róż. Uniosłam jedną brew, a Ian złapał mnie nagle w pasie. Podskoczyłam jak oparzona i obróciłam się w jego stronę.- Nie strasz mnie!- powiedziałam, a on pomógł mi zdjąć kurtkę.
-Nie sądziłem, że się wystraszysz- powiedział rzucając ją na sofę. Nie było to dla mnie zaskoczeniem.  Tam gdzie stał, tam lądowały wszystkie jego rzeczy, a teraz i moje.
-Co to za okazja?- spytałam i usiadłam przy stole. Byłam tak głodna, że najchętniej zjadła bym wszystko razem z talerzem.  O  dziwo nie była to chińszczyzna czy coś w tym guście, tylko prawdziwe jedzenie.
-Zapomniałaś! A mówią, że to faceci zapominają o takich bzdetach!- powiedział uniesiony swoją męską dumą i usiadł po drugiej stronie stolika.- Eh… Dziś jesteśmy z sobą okrągły rok…- powiedział cicho i opadł bezsilnie na krzesło. Zakryłam usta dłonią, by powstrzymać się od śmiechu. Jednak to nic nie dało. Cicho zachichotałam i złapałam go za dłoń.
-Skarbie… Wiesz, że ja takimi rzeczami się nie przejmuję.- powiedziałam, a on zrobił naburmuszoną minę.- Ale dziękuję, za pamięć.-powiedziałam i złapałam za sztuczce.
      Gdy jedzenie całkowicie znikło z mojego talerza Ian wstał od stołu i zaszedł mnie od tyłu. Nienawidziłam jak to robił. Wolałam wiedzieć co się dzieje. Podał mi czerwone pudełeczko i głupio się uśmiechnął. Byłam gotowa na wszystko, ale nie sądziłam że kupi mi taki prezent.  Uchyliłam lekko wieczko i zagryzłam dolną wargę.  Znowu chciało mi się śmiać.
-Hah…- zaśmiałam się cicho i wyjęłam z pudełka czerwoną bieliznę. Pokręciłam z niedowierzeniem głową i zerknęłam na Iana. Ten tylko wyszczerzył się i poruszał brwiami w górę i w dół.
-Przymierz, a ja zaraz przyjdę i zobaczę czy wygodnie jest mi ją zdejmować…- wyszeptał mi do ucha i pocałował mnie w policzek.
-Wariat- powiedziałam i podniosłam się z krzesła.
                                                                        ***
Jasne promienie słońca oświetliły całe pomieszczenie. Jeszcze bardziej wtuliłam się w poduszkę, a rękę przesunęłam wzdłuż łóżka. Westchnęłam cicho i uchyliłam jedną powiekę. Iana już nie było, jak zwykle.  Podniosłam się do pionu i spojrzałam na zegarek. Właśnie wybijała godzina ósma rano. Miałam dwie godziny, by się ubrać i dojść na uczelnię.
    Wypiłam łyk herbaty i stanęłam przy oknie w kuchni. Biały puch opatulał całą najbliższą okolicę sprawiając, że święta wydawały się dopiero zbliżać, a to już dawno było po nich. Mieliśmy dwudziesty drugi luty, a na dworze panował całkowity mróz. Usiadłam za kuchennym blatem i utkwiłam wzrok w gorącym napoju. Dźwięk dzwoniącego telefonu rozproszył ciszę. Podniosłam się z kubkiem w ręce i odebrałam telefon.
-Wiem, że żyjesz… Emilly Fox. W ciągu tego miesiąca zginiesz… Dopadnę cię…- powiedział, a ja wystraszona upuściłam kubek , który roztrzaskał się na drobne kawałki i odłożyłam słuchawkę. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na posadzkę pode mną. Herbata opanowywała coraz to większy teren, a ja nie mogłam się ruszyć. Czułam jak parzy mi stopy. Nagle strach minął i napłynęła we mnie ogromna złość. Właśnie straciłam swój ulubiony kubek i to przez jakiegoś dzieciaka, który robił sobie żarty. Powoli zaczęłam wyjmować  z napoju pozostałości po moim kubku. Zagryzłam dolną wargę i wyrzuciłam je do kosza. Postanowiłam nie przejmować się tym telefonem, a tym bardziej nie mówić Ianowi o całym zajściu. Zrobił by tylko niepotrzebne zamieszanie.

                                                                           ***
 Po raz kolejny zaznaczyłam odpowiedź ,,A’’ i zdenerwowana połamałam kolejny ołówek.
-Szlag…- powiedziałam cicho, a wykładowca spojrzał na mnie zaskoczony.-Mogę poprosić o ołówek? Mój się połamał…- powiedziałam niepewnie, a mężczyzna położył na mojej ławce ołówek. Po czym powiedział tak cicho, że tylko ja to słyszałam.
-Jeśli ma pani zamiar nadal przeszkadzać innym to proszę o opuszczenie sali- przytaknęłam na znak, że rozumiem i wróciłam do pisania. Zostało mi ostatnie zadanie, ale moje myśli kręciły się wokół tego niezrozumiałego dla mnie telefonu. Czemu ktoś chciał by mi zrobić krzywdę? A zwłaszcza zabić? Profesor pstryknął w palce i zabrał mi pracę. Przekartkował ją i pokręcił przecząco głową.  Wstałam i skierowałam swoje kroki w kierunku szatni.

___________
Od autora; Dopiero po napisaniu rozdziału zorientowałam się, że nie podałam imienia głównej bohaterki i musiałam zmieniać końcówkę;D Zapraszam was do obejrzenia postaci w stronie bohaterowie;D

sobota, 28 stycznia 2012

Prolog

Lodowata woda przykrywała mnie, a ja nie mogłam się ruszyć. Uścisk na mojej szyi coraz to bardziej robił się ciasny i silniejszy. Jakby w między czasie mój zabójca stawał się silniejszą osobą. Otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz nieprzyjaciela. Po jego policzkach spływały łzy, a usta miał ułożone  w grymas bólu.  Wargi rozchyliły się i poruszyły w taki sposób, ze udało mi się rozpoznać to jedno, jedyne słowo. ,,Przepraszam’’. Z jednej strony chciałam płakać, a z drugiej wyrwać mu się i przyłożyć. Chciałam, że by to był jego głupi żart, ale nie zapowiadało się na to. On miał takie swoje głupie pomysły, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek zginę z rąk mojego największego przyjaciela. Powoli powieki przestały być mi posłuszne. Zamknęły się, a górne partie ciała zamarły w bezruchy. Jeszcze tylko nogi wierciły się i chlapały wodą.
  Gdyby ktoś spytał się mnie wtedy jak zginę powiedziała bym, że wpadnę pod samochód, uderzę się kamieniem w głowę, albo cokolwiek, ale nie przypuszczała bym, że zostanę zamordowana. To nie miało najmniejszego sensu, nie trzymało się kupy.


______
Od autora; Prolog krótki, ale nie musi być chyba dłuższy;)