-Spóźniłem się...-wyszeptał nie znany mi głos, a ja lekko przytaknęłam. Zerknęłam w stronę nie znajomego i stwierdziłam, że jest mi obcy. Miał dość długie blond włosy i niebieskie oczy. Na sobie miał czarne spodnie i tego samego koloru kurtkę. Odgarnął mokre włosy do tyłu i usiadł koło mnie.
-Obiecałem mu, że będę tu na czas...-powiedziała załamany chłopak i zerknął na mnie ukradkiem.
-Obiecałeś?-spytałam zaskoczona, on przytaknął.
-Byliśmy przyjaciółmi... Po tym jak jego ukochana zaginęła i straciła pamięć zamknął się w sobie i prosił bym obiecał, że przyjdę na jego pogrzeb.- i znowu zachciało mi się płakać.
-Wybaczy ci...-powiedziałam cicho połykając łzy. Chłopak spojrzał na mnie smutno lekko mnie przytulił. Potrzebowałam kogoś kto mi pomoże, a to że był obcy nie obchodziło mnie w tedy.
-Ci też...-powiedział mi do ucha, a ja tylko pociągnęłam nosem.
Cztery lata później:
Przysiadłam na tej samej ławeczce na której poznałam Ricka. spojrzałam na nadal tak piękne inicjały jak cztery lata temu i uroniłam jedną łzę. Przychodziłam tu od tych lat co dziennie. Nawet w dzień kiedy miałam ślub. Obiecałam sobie, że Christopher zawsze zostanie w moim sercu i będzie jego częścią. Spojrzałam na małą postać klęczącą przed grobem i wymawiającą cicho modlitwę do Jezusa. Harry odmówiwszy swój codzienny rytuał podszedł do mnie i wskoczył mi na kolana. Miał trzy latka, a był bardzo rozumny i sprytny.
-Mamusiu... Kim był ten pan?-spytał któregoś razu, a gdy mu opowiedziałam cała historię[pomijając ostatnie momenty jego życia] zamilkł. Nie zadawał więcej takich pytań. Uważał je za niestosowne i nie ,,fajne''. Nagle ktoś zabrał mi szkraba z kolan i uniósł wysoko w powietrze.
-Jak się masz szkrabie?-spytał Rick całując małego w czoło,a mnie w policzek. Nie miał nic przeciwko naszym codziennym spotkaniom. Chris był mu bardzo bliski, jak i mi, ale często nie znajdował czasu, by przyjść tu z nami.
-Modliłem się to Chrisa!-powiedział zadowolony Harry i wyrwał się ojcu. Po czym pociągnął go w stronę grobu. Pokazał paluszkiem na mały punkt w rogu, a Rick szeroko się uśmiechnął, po czym spojrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami i lekko się uśmiechnęłam. Mężczyzna wziął do ręki obrazek i pokazał mi go.-Zostaw! To dla Chrisa! Ma tu być!-obrazek przedstawiał naszą rodzinę, a po środku stał świetlisty anioł. Właśnie pod tą postacią mój mały synek wyobrażał sobie C.A.
_________
Od autora: Trochę mi żal... Na prawdę dobrze mi się tu pisało, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Dziękuję wam wszystkim za miłe komentarze i słowa otuchy, a w szczególności...:
Jemi: Za to, że wspierasz mnie gdy mam doła i jesteś przyjaciółką na dobre i na złe... To wiele dla mnie znaczy.
Boddie: Hah za twoje przerażenie gdy usłyszałaś, że kończę bloga;) Naprawę miło, że tak się tym przejmowałaś.
Dziękuję wam!